Papaja nie tylko dla mistrza. Jak kolor McLarena trafił na auta, które nigdy nie widziały toru
Lando Norris ma mistrza, ale czy jego bolid jest tak kultowy jak... Audi A2? Papaya Orange to nie tylko F1. Od teutońskiej mandarynki po australijskie V8 – oto obsesyjny raport o autach, które ukradły kolor McLarena.
Stało się. Lando Norris mistrzem świata. Woking pewnie wciąż polewa się szampanem, a w siedzibie McLarena kolor Papaya Orange zyskał właśnie status relikwii, którą powinno się wciągać na maszt przy dźwiękach hymnu narodowego. I słusznie, bo to barwa z historią, duszą i wyścigowym DNA Bruce’a McLarena.
Ale gdy opadnie konfetti i ucichną silniki V6 turbo, spójrzmy prawdzie w oczy: świat motoryzacji to miejsce cudownego chaosu i przypadkowych kradzieży tożsamości. McLaren może i rości sobie prawa do "Papai", ale ten bezlitośnie szczery, niemetalizowany pomarańcz lądował na karoseriach aut, które z Formułą 1 miały tyle wspólnego, co kosiarka spalinowa z lotem na Marsa.
Zamiast pisać kolejną laurkę dla Norrisa, zróbmy coś, co tygrysy lubią najbardziej: zanurkujmy w odmęty kodów lakierniczych i sprawdźmy, kto jeszcze miał czelność ubrać się w te barwy. Przed wami subiektywny przegląd "Innych Papai", w którym główną rolę gra pewne aluminiowe jajko z Niemiec.
Teutoniczna Mandarynka: Audi A2 i desperacja w kodzie LY2B
Jeśli myślicie, że Papaya Orange to synonim prędkości, to znaczy, że nigdy nie widzieliście Audi A2 w wersji colour.storm.Cofnijmy się do roku 2003. Audi ma w ofercie samochód genialny i tragiczny zarazem. A2 jest z aluminium, waży tyle co nic, jest aerodynamiczne jak kropla wody i... nikt go nie chce. Klienci wolą nudne Golfy, bo A2 wygląda jak przybysz z innej planety, który zgubił się w drodze na targi designu. Co robi zarząd w Ingolstadt? Zamiast zmienić inżynierię, postanawia zmienić opakowanie.
Tak powstaje edycja colour.storm. Pomysł był prosty: weźmy te poważne, niemieckie, aluminiowe nadwozia i pomalujmy je w kolory, od których bolą zęby. Gwiazdą zestawienia zostaje lakier o kodzie LY2B – Papaya Orange.
To nie był żaden perłowy wymysł. To był lakier typu "solid" – płaski, graficzny, niemal przemysłowy. W połączeniu z matowymi, czarnymi plastikami (które miały udawać terenowy sznyt, a wyglądały jak klocki LEGO), A2 wyglądało jak pachołek drogowy, który uciekł z robót publicznych. Czy to uratowało sprzedaż? Oczywiście, że nie. Ale dziś, po dwóch dekadach, A2 w kolorze Papaya to Święty Graal youngtimerów. To jeżdżący pomnik czasów, gdy Audi miało więcej odwagi niż księgowi rozsądku. Jeśli zobaczysz takie na ulicy – kłaniaj się nisko. To rzadszy widok niż McLaren na polskich blachach.
V8 w sosie słodko-kwaśnym: Holden Torana LX SS
Przenieśmy się teraz na Antypody, gdzie słowo "subtelność" nie występuje w słowniku, a "ekologia" w latach 70. oznaczała jedynie to, żeby nie przejechać kangura. Witamy w świecie Holdena.W Australii Papaya Orange nie była krzykiem rozpaczy marketingowców, ale barwą wojenną. Holden Torana LX SS z lat 1976–1978 to muscle car w formacie hatchbacka. Pod maską bulgotało V8, a na karoserii dumnie błyszczał lakier o kodzie 568-17777, oficjalnie nazwany "Papaya".
Australijczycy zrobili to jednak po swojemu. Tamtejsza "Papaja" była nieco ciemniejsza, bardziej "brudna", idealnie pasująca do spalonej słońcem ziemi Outbacku. Co najlepsze, Holden często łączył ten wściekły pomarańcz z wnętrzem w kolorze... brązowym. Tak, dobrze czytacie. Pomarańczowa blacha i brązowy welur. W 1976 roku to był szczyt stylu, dziś to dowód na to, że lata 70. były jedną wielką, psychodeliczną imprezą.
Dla kolekcjonerów z Australii oryginalna Torana w kolorze "Factory Papaya" to obiekt kultu. To barwa aposematyczna – w przyrodzie oznacza "nie jedz mnie, jestem trujący", na drodze oznaczała "nie ścigaj się ze mną, mam V8 i hamulce zrobione z nadziei".
Najtańsza Papaja świata: Tata Nano
A teraz spadamy z wysokiego C na samo dno cennika. Oto ironia losu w najczystszej postaci. Mamy McLarena F1 LM i mamy... Tatę Nano.Samochód, który miał zmotoryzować Indie, kosztował tyle, co lepszy rower i miał jedną wycieraczkę, również oferował w palecie kolor o nazwie Papaya Orange (kod TA083). Różnica mocy między bolidem Norrisa a Nano wynosi jakieś... no, wszystko. A jednak nazwa jest ta sama.
Tata Nano w tym kolorze miała być wesoła i młodzieżowa. Miała krzyczeć na ulicach Bombaju: "Patrzcie, stać mnie na auto!". Niestety, historia Nano skończyła się smutno, bo nikt nie chciał jeździć symbolem taniości. Ale trzeba oddać Hindusom jedno – mieli tupet. Nazwać lakier w toczydle o mocy 37 koni tak samo, jak w autach wygrywających Le Mans, to marketingowe mistrzostwo świata.
Dlaczego to kochamy?
Można by jeszcze wspomnieć o Porsche (które ma swoje "Signal Orange", a współcześnie "Papaya Metallic" w Macanie, ale to już nie to samo – za dużo w tym błysku, za mało szczerości) czy o Jeepach, ale wniosek jest jeden.Lando Norris zdobył mistrzostwo i chwała mu za to. Ale prawdziwymi bohaterami koloru Papaya są te wszystkie dziwne, niepasujące do rzeczywistości auta, które nosiły go z dumą na publicznych drogach.
Lakier typu solid w odcieniu dojrzałej papai jest bezlitosny. Nie ma w nim metalicznego ziarna, pod którym można ukryć rysy czy niedoskonałości. Jest szczery do bólu. Tak jak szczere było inżynieryjne szaleństwo twórców Audi A2 czy australijska brawura Holdena.
Więc gdy będziecie dziś wznosić toast za Lando, wypijcie też mały kieliszek za kierowców Audi A2 w kolorze LY2B. Oni prowadzą swoje małe, pomarańczowe bolidy każdego dnia, i – w przeciwieństwie do kierowców F1 – muszą sami płacić za paliwo.